Rymowanki dla całej rodziny

Wspólna Gwiazdka – część III
W lesie trwa wielkie pichcenie, by zdążyć z przygotowaniami przed pierwszą gwiazdką. Nagle jednak brzęczenie garnków i patelni zastąpiły szmery poruszenia. Nie ma Wiewióra! Czy złamał sąsiedzką umowę? A może zaginął z innego powodu….
Uchwała świąteczna dziś w życie wchodziła
I z leśnych sąsiadów kucharzy zrobiła.
Zwierzaki gwiazdkowe menu ustaliły,
Na wspólne pichcenie się wszystkie cieszyły.
Dziś każdy ze sobą miał przynieść zapasy,
By je ugotować i zjeść rarytasy.
Co fajne i każdy się na to nastawiał,
Że przygód smakowych dziś będzie doznawał,
Bo inne potrawy zna każdy z sąsiadów,
I o nowościach chce słuchać wykładów.
Na leśnej polanie zebrali się chętnie,
I kuchnię zrobili tam dziś umiejętnie.
A kiedy zaczynać pichcenie już mieli,
O braku Wiewióra się wnet dowiedzieli.
„Wiewióra tu nie ma i jego zapasów,
No trudno, zacznijmy, bo szkoda nam czasu”.
Bobrowa początek już prac zarządziła,
„Ten Wiewiór niesłowny” – tak go oceniła.
A Wiewiór nie przyszedł, bo nie był pazerny,
Lecz raczej to kucharz był z niego mizerny.
Nie dotarł, bo szukał zapasów po lesie
Zapomniał, gdzie schował i biegał więc stresie.
Pan Mysz Świętochapski w tym czasie się smucił,
Bo stroju zapomniał, do domu więc wrócił.
Wziął fartuch i czapkę i drzwi już zamykał,
Wtem dostrzegł Wiewióra, jak cicho przemykał.
„Sąsiedzie!” – zawołał Pan Mysz miłym głosem,
A żal mu go było, więc poszedł za ciosem:
Dogonił Wiewióra i mówił: „Zaczekaj!
I z gotowania dziś nam nie uciekaj!”
„Oj miły sąsiedzie, Pan o mnie źle myśli,
Na wspólne pichcenie dziś tam wszyscy przyszli
Z siatkami zapasów i różnych pyszności,
A ja mam poczucie takiej bezsilności,
Ja wciąż zapominam, gdzie skrytki zostawiam,
Pomimo że w myślach to często powtarzam.
Ja bardzo dziś chciałem z wami gotować,
Lecz jednak uznałem, że lepiej się schować,
Bo wstydzę się bardzo, że nie mam niczego,
Co mógłbym tam przynieść ze sobą dobrego”.
Pan Mysz Świętochapski miał serce ogromne,
I rady sąsiadom zwykł dawać więc mądre,
Nie widział już dobrze, lecz dobrze dostrzegał,
Nie słyszał też dobrze, lecz słuchał – kolega.
Więc słuchał Wiewióra spokojnie, cierpliwie,
Że może żałować tłumaczył wnikliwie:
„Wiesz, taka impreza jest raz tylko w roku,
I zobacz, już łezka ci kręci się w oku.
Chodź ze mną do kuchni, na naszą polanę,
Jak chcesz będę blisko, przy tobie tam stanę.
Sąsiedzi cię lubią, nie będą się śmiali,
Jak zaczniesz im mówić, to będą słuchali.
By wrócić do kuchni, to w narty wskoczyli,
I chwilka minęła, a na miejscu byli.
Nasz Wiewiór wykazał się wielką odwagą,
A tamci sąsiada słuchali z uwagą.
Gdy Wiewiór już skończył to Bóbr się odezwał
I resztę sąsiadów do zbiórki zawezwał:
„Czy każdy z Was może z Wiewiórem się dzielić?
By biedak tu z nami dziś mógł się weselić?”
Więc leśni sąsiedzi pomogli w potrzebie,
Wiewióra historię .. cóż… wzięli do siebie.
Bo każdy z nich przecież mógł z niczym pozostać,
A bardzo jest miło pomocną dłoń dostać.